Rozdział I

- Pospiesz się! - krzyknął stanowczo David - Za półtorej godziny odlatuje twój samolot...
- Wiem tato - wtrącił się Adam rozdrażniony ciągłymi uwagami ojca - nie musisz mi ciągle tego powtarzać.
- Chyba nie zdajesz sobie sprawy z powagi tego spotkania. - ciągnął David -  Sukces firmy zależy od twojego projektu, nie zchrzań tego!
- Po co wysyłasz tam akurat mnie skoro ciągle uważasz, że jestem taki beznadziejny?
- Sam jestem potrzebny tutaj, więc nie mam wyboru.
- Dzięki za motywację tato - powiedział rozczarowany Adam chwytając walizkę w pośpiechu - jak zawsze można na Ciebie liczyć.
- Miłej podróży. - rzucił sucho ojciec nie odrywając wzroku od ekranu laptopa.
Zdenerwowany Adam nic nie odparł. Opuścił biuro i udał się do taksówki czekającej pod gmachem firmy. W drodze na lotnisko zadzwonił telefon. Był to Kevin, przyjaciel Adama od najmłodszych lat.
- Cześć Kev. Co jest?
- Cześć. Co powiesz na piwo wieczorem? Chciałem pogadać.
- Chętnie, ale nie mogę. Ojciec znowu wysyła mnie w interesach, jestem właśnie w drodze na lotnisko.
- Gdzie tym razem?
- Melbourne.
- I na długo lecisz?
- Na trzy dni, przynajmniej chwilę odsapnę między jednym spotkaniem a drugim.
- Masz 24 lata! Ciągle pracujesz i wyjeżdżasz, praktycznie odkąd pamiętam. Tymczasem ludzie w twoim wieku korzystają z życia.
- Wiem stary... - westchnął Adam - ale nie mam wyjścia. Nie mogę odmówić ojcu, znasz go.
- Znam też ciebie i coś mi się wydaje, że nie jesteś z tego zadowolony.
Po chwili ciszy Adam odpowiedział:
- Ok, w takim razie może obaj potrzebujemy pogadać. Wracam w piątek, zadzwonię.
- W takim razie czekam na telefon. Cześć.
Adam schował telefon wysiadając z taksówki.

     Zanim się obejrzał był już w samolocie i przez całą podróż myślał o ojcu. Pomimo ciągłych kłótni szanuje go i usprawiedliwia. Wie, że wszystko, co ma, osiągnął wyłącznie ciężką pracą, a teraz stara się o dobrą przyszłość dla syna. Adamowi jest jednak coraz trudniej ukrywać poirytowanie i żal. Cały czas stara się zaimponować ojcu. Bardzo chce, żeby wreszcie był z niego dumny. Problem w tym że dla Davida to wciąż za mało i niewystarczająco dobrze. Adam osiągnął już wiele sukcesów w branży IT, a także skończył z wyróżnieniem studia na prestiżowej uczelni w Massachusetts i nawet to nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. Pomimo młodego wieku nie wychodzi ze znajomymi i nie korzysta z rozrywek. Oprócz Kevina nie ma przyjaciół i życia towarzyskiego, bo przez pracę wypełniającą jego zaledwie 24-godzinną dobę po brzegi, zwyczajnie brakuje na to czasu.

     Młody Carter doleciał na miejsce. Z lotniska od razu udał się na umówione spotkanie z inwestorami. Wchodząc do ogromnej sali konferencyjnej niemalże na samym szczycie wieżowca, w głowie miał tylko jedno, chciał wypaść jak najlepiej. Wreszcie nadszedł czas na prezentację Adama. Pomimo poprzedzających ją serii niespodziewanych usterek technicznych, które spotęgowały tylko jego stres, jak zawsze wypadł świetnie i osiągnął postawiony mu cel.
     Po zakończeniu 4-godzinnego spotkania Adam poczuł ulgę. W końcu ma przed sobą dwa dni przerwy od pracy, co nie zdarza się często. Ba, to się nigdy nie zdarza. Zostało tylko zadzwonić do ojca by poinformować go o sukcesie, ale Adam wcale nie miał ochoty tego robić. Wydawać by się mogło, że przekazywanie dobrych wieści to przyjemna rzecz. Otóż nie w tej sytuacji. Carter wiedział, że nie może liczyć na pochwałę i to tak bardzo go frustrowało. Niechętnie wybrał numer, by połączyć się z ojcem.
- Słucham? - usłyszał w słuchawce.
- Udało się, mamy ten kontrakt.
- To świetnie, dobra robota. Muszę kończyć, mam spotkanie. Do piątku, bądź z samego rana.
- Ok, do piątku, - odpowiedział Adam z niedowierzaniem - cześć.
- Dobra robota? - szepnął do siebie podejrzliwie tuż po wciśnięciu czerwonej słuchawki - Co mu się stało...?
     Dotarł do hotelu. W recepcji siedziała młoda kobieta o pogodnej, rumianej twarzy. Uśmiechała się delikatnie. Adam podchodząc do niej nieśmiało odpowiedział tym samym.
- Dzień dobry - powiedział.
- Dzień dobry - odpowiedziała recepcjonistka ciepłym, prawie że anielskim głosem - W czym mogę panu pomóc?
- Chciałbym się zameldować, mam rezerwację.
- Na jakie nazwisko?
- Adam Carter - oznajmił podając niezbędne dokumenty.
Miła dziewczyna sprawnie sprawdziła wszystko w komputerze i przekazała gościowi kartę do pokoju.
- Życzę miłego pobytu. - skwitowała tym razem uśmiechając się nieco bardziej zdecydowanie.
- Dziękuję, miłego dnia. - odparł Carter nie mogąc oderwać wzroku od przesympatycznej recepcjonistki. Opamiętał się jednak i pospieszył do pokoju.
     Wreszcie mógł zrzucić z siebie garnitur, krawat i włożyć coś wygodniejszego. Postanowił pozostać przez całe popołudnie w hotelu relaksując się na masażu i basenie. Późnym wieczorem dopadła go nuda i swego rodzaju przygnębienie. Czuł się nieswojo i nie mógł znaleźć sobie miejsca. W końcu pierwszy raz od dłuższego czasu nie miał nic do zrobienia. Postanowił spędzić wieczór na plaży, w przybrzeżnym barze, w towarzystwie szklanki... lub kilku, jakiegoś niebanalnego trunku. Był to bar pod gołym niebem, już z daleka dobiegała stamtąd taneczna muzyka i radosne okrzyki bawiących się ludzi. Adam podchodząc zdecydowanym krokiem zajął jedno z wolnych miejsc przy barze i zamówił drinka z whisky. Zupełnie nie zwracał uwagi na fireshow i tańczących turystów. Na przemian obserwował gwiazdy i fale rozbijające się o brzeg starając się nie myśleć o firmie i sporach z ojcem.
- Dobry wieczór panie Carter. - zabrzmiał znajomy, subtelny głos za plecami Adama. Odwrócił się i zobaczył uśmiechniętą dziewczynę z recepcji.
- Dobry wieczór pani...
- Jestem Ena - przedstawiła się.
- Ena. - powtórzył - Cześć. Mam na imię Adam.
- Miło mi cię poznać. Mogę się przysiąść?
- Jasne - odparł - proszę.
Po wymianie kilku zdań dziewczyna zapytała nieśmiało:
- Może masz ochotę na spacer? Strasznie tu głośno.
- Dobry pomysł, - zgodził się - chodźmy.
Po chwili szli już brzegiem oceanu.
- Jesteś stąd? - spytał.
- Tak, mieszkam tu od urodzenia.
- Szczęściara z ciebie - powiedział chłopak spoglądając w górę.
- Dlaczego? - zapytała Ena przybierając nieco tajemniczy wyraz twarzy.
- Nad Richmond nigdy nie widziałem nigdy takiego nieba.
- Jesteś z Virginii?
Adam skinął głową.
- To kawałek drogi - zauważyła.
- Tak, ale chyba już przywykłem do ciągłych wyjazdów.
- Przyjechałeś w interesach? - rzuciła nieśmiało.
- Spostrzegawcza jesteś. - uśmiechnął się.
- Nie trudno się domyślić. Turyści zazwyczaj przyjeżdżają na dłużej niż trzy dni. Poza tym raczej nie chodzą w garniturze, z dokumentami i laptopem pod pachą.
- Ooo, - zdziwił się wyraźnie rozbawiony - chyba bacznie mi się przyglądałaś.
- E tam, tylko troszkę - rzuciła ze śmiechem Ena. Po chwili dodała z nutką żalu w głosie:
- Bardzo miło mi się z tobą rozmawia, ale powinnam już iść. Jutro rano muszę być w hotelu.
- Nie ma sprawy, rozumiem. Odprowadzę cię.
- Dzięki, nie trzeba. Właściwie już to zrobiłeś, mieszkam tuz obok. - odparła wskazując na piękny domek przy plaży.
- Tam mieszkasz?
Ena skinęła głową.
- Niesamowite miejsce.
Ena znowu uśmiechnęła się. Może nawet uśmiech wcale nie znikał z jej twarzy.
- Dobranoc Adam. - powiedziała Ena rzucając na niego subtelnym, zalotnym spojrzeniem.
- Do jutra Ena. Miło było cię poznać.
Adam popatrzył na dziewczynę odchodzącą w stronę oświetlonego domku. Jej falujące na wietrze włosy pięknie mieniły się złotem. Postanowił ruszyć dalej, wzdłuż brzegu. Czuł się naprawdę dobrze. Wpatrywał się w gwiazdy i słuchał szemrającego oceanu. Szedł powoli, nareszcie nikt go nie gonił.
     W miarę pokonywanych metrów, a raczej setek metrów, plaża stawała się coraz węższa i kamienista. W pewnym momencie Adam zwolnił. Na drodze stanęła mu sterta skał. Nie była zbyt wysoka, więc wdarł się na nią i usiadł między kamieniami tuż przy samej wodzie. Nim się zorientował minęła kolejna godzina, już trzecia samotnie spędzona na plaży. Spostrzegł, że zaczyna już wschodzić słońce. Zdziwiony postanowił wrócić rzucić ostatnie spojrzenie na wodę i wrócić do hotelu. W ostatniej chwili zauważył coś w wodzie połyskującej w świetle pierwszych promieni słońca. Tajemniczy przedmiot błyszczał jaśniej i zupełnie inaczej niż ocean. Nie dało to Adamowi spokoju, chciał podejść bliżej. Żeby to zrobić, trzeba było przedrzeć się przez skały częściowo zanurzone w wodzie. Chłopak ruszył w ich kierunku. Stał na jednej z tych skał, następnie ostrożnie przeszedł na drugą. Kolejna była już nieco oddalona. Zawahał się przez chwilę. Zdecydował, że przeskoczy. Zrobił krok do tyłu, potem zdecydowanie w przód, odbił się. Już był na następnej skale... jednak zdradliwej i wypolerowanej przez wodę jak się okazało. Adam poślizgnął się i to dość niefortunnie. Wpadając do wody trafił na bardzo ostry fragment skały. Poczuł w nodze przeszywający ból i zobaczył pod sobą wodę zabarwiającą się na czerwono od krwi. Chłopak zasyczał z bólu. Wydostał się z wody i prędko zawrócił. Dopiero gdy zszedł już ze skał na plażę odważył się obejrzeć nogę. W jeszcze niezbyt jasnym świetle ujrzał zakrwawione, rozdarte na udzie spodnie, a pod nimi głęboką, szarpaną ranę. Przestraszył się, bo był parę godzin drogi od hotelu. Nie śmiał też iść po drodze do Eny, przecież była dla niego praktycznie obcą osobą. Czując coraz większy ból przemierzał plażę. Miał wrażenie, że to jego najdłuższa droga, jaką w życiu szedł. Niedaleko domu Eny było wyjście na ulicę, gdzie udało mu się złapać taksówkę. Adam siedział z tyłu, więc kierowca niczego nie zauważył.
     Kiedy dotarł do hotelu była już godzina dziesiąta. Wyczerpany wszedł do środka. Już w progu zza recepcyjnej lady zauważyła go Ena.
- Adam! - krzyknęła zrywając się z krzesła - Co się stało?
- To nic takiego. - powiedział próbując bezskutecznie przykryć grymas bólu udawanym uśmiechem.
- Nie opowiadaj głupot. Mocno krwawi - zmartwiła się - chodź.
Chwyciła go mocno pod rękę i zaprowadziła do służbowego pomieszczenia hotelowego by opatrzyć ranę.
- Gdzieś się tak urządził? - spytała w końcu.
- Na plaży... poślizgnąłem się na kamyczku, nic szczególnego.
- Jasne, właśnie widzę. - odpowiedziała z przekąsem. 
Adam nic nie odpowiedział. Przyglądał się tylko ruchom dłoni dziewczyny, kiedy zawijała bandaż.
- Dziękuję - wyszeptał.
- Za co? - spytała nieśmiało.
- No za to... - powiedział wskazując na już prawie opatrzone udo po czym spoglądając na Enę dodał cicho: - I za delikatność.
Dziewczyna uniosła głowę. Ich twarze były teraz tak blisko, a głębokie spojrzenia spotkały się i zastygły na moment. Oboje czuli się dziwnie, niemniej nie chcieli tego przerywać. Po chwili Ena przełamała tę niezręczną ciszę:
- Przepraszam. Muszę wracać do pracy.
- Ok, jasne... - odparł Adam - dzięki jeszcze raz.
- Uważaj na siebie. - uśmiechnęła się i wyszła.
Jeszcze przez chwilę Adam siedział na krześle wpatrując się bezsensownie w śnieżnobiałą ścianę. W końcu wstał i udał się do pokoju. Padł na łóżko i zasnął.
     Obudziło go pukanie do drzwi. Odruchowo sięgnął na stolik po telefon, by sprawdzić która jest godzina. Zorientował się, że telefonu po prostu tutaj nie ma. Gość za drzwiami był bardzo niecierpliwy i zapukał kolejny raz. Adam poszedł otworzyć. Za drzwiami stała Ena.
- O, hej - powiedział - a ty nie w recepcji?
- Już skończyłam pracę na dziś. Przyszłam zapytać jak noga.
- Lepiej, dzięki. Która jest godzina?
- Szesnasta.
- Kurcze, chyba zgubiłem telefon.
- Gdzie?
- Nie mam pojęcia, wydaje mi się, że tam, gdzie no wiesz... potknąłem się o ten kamyczek.
Dziewczyna zaśmiała się, ale natychmiast spoważniała.
- Chcesz powiedzieć, że masz zamiar tam teraz pójść?
- Raczej nie mam innego wyjścia.
- Nie ma mowy. To znaczy, wiesz... ten kamyczek może wciąż być na wolności. - zażartowała.
Adam zaśmiał się.
- Racja. - powiedział -Więc co planujesz?
- Planuję pójść tam z tobą.
- To miłe, ale pewnie masz miliard ważniejszych spraw na głowie. Dosyć kłopotu już ci dzisiaj narobiłem.
Nawet sam przed sobą nie przyznał się, że chciałby aby dziewczyna zaprzeczyła.
- Właściwie, to nie mam żadnych planów na dziś -  chętnie się przejdę.
- Ok - ucieszył się - chodźmy.
     Podjechali taksówką pod dom Eny.
- Daleko jest to miejsce? - spytała dziewczyna
- Jakieś dwie godziny pieszo w jedną stronę, z utykającym mną jakieś trzy. Długi spacer nas czeka.
- Hm, niekoniecznie.
- Masz zamiar przefrunąć?
- Ciepło. Coś w tym guście, ale nie do końca. Zaczekaj chwilę.
I pobiegła za dom. Po chwili Adam usłyszał dźwięk zbliżającego się silnika. Zza domu wyjechała Ena na dużym quadzie.
- I co myślisz? - spytała rozchichotana.
- Dla mnie bomba. - ucieszył się.
- Wsiadaj i chwyć się mnie mocno.
Adam pospiesznie usiadł za Eną. Powoli i nieśmiało wyciągnął ręce ku dziewczynie.
- No dalej. Tylko mocno, bo spadniesz.
Chłopak posłuchał i mocno objął jej zgrabną talię. Natychmiast ruszyła.
Jechała bardzo szybko, Adam ledwo zdołał się utrzymać. Za nimi unosiły się tumany wzbitego kurzu i piasku. Dotarli na miejsce w dziesięć minut.
- I jak? - zapytała Ena - Żyjesz?
- Szybko jeździsz, nie mam żadnych komarów między zębami?
Ena zaśmiała się.
- Hmm, chyba niczego tam nie widzę. Na przyszłość możesz się uśmiechać odrobinę mniej szeroko podczas jazdy i nie powinno być problemu.
Oboje nie kryli rozbawienia.
- No to gdzie siedziałeś wczoraj? - spytała dziewczyna
- Tam, między skałami. - oznajmił wskazując ręką miejsce.
- Naprawdę? - zdziwiła się i ruszyła w wyznaczonym kierunku.
- Tak. To coś dziwnego?
- Nie, nie. Poza tym, że odkryłeś jedno z moich ulubionych sekretnych miejsc.
- W takim razie coś mało sekretne to twoje sekretne miejsce. - zachichotał.
- Turyści go nie znają, a miejscowi raczej nie są zainteresowani. Zazwyczaj nikt się nie zapuszcza aż tutaj. Jednak to prawie 20 kilometrów od drogi.
Wdrapali się między skały. Adam natychmiast zlokalizował swój telefon. Leżał przy brzegu na skale, na szczęście nie był zalany wodą.
- Znalazłem, nawet działa.
- To dobrze. - ucieszyła się dziewczyna.
- Masz ochotę zostać na chwilę?
- Jasne. - odpowiedziała zdecydowanie.
Usiedli w zacisznym miejscu i patrzyli jak fale rozbijają się o przybrzeżne skały. Rozmawiali długo, a atmosfera była niezwykle pozytywna.
- Dobrze się z tobą rozmawia. - powiedział chłopak.
- To miłe, - odparła patrząc mu w oczy - z tobą też.
- Nigdy nie rozmawiałem tak swobodnie z kimś, kogo znam od dwóch dni. - ciągnął dalej Adam - Masz w sobie coś... strasznie pogodnego.
Pomimo grymasu spowodowanego oślepiającym światłem powoli zachodzącego słońca, Ena widziała ciepły uśmiech na twarzy chłopaka.
- Fajny z ciebie facet, wiesz?
- Dzięki, - zdziwił się -  co masz na myśli?
- Nie jesteś taki, jak część wyrachowanych ludzi z branży, którzy we wszystkim mają jakiś interes. I można z tobą pogadać. - mówiła namiętnie wpatrując się w ocean - Nie daj się im.
Adam słuchał z zaciekawieniem, posmutniał na moment.
- Staram się, - rzekł - ale wiesz jak to jest. Jeżeli okazujesz uczucia, to znaczy, że jesteś słaby. A skoro jesteś słaby, to nie masz racji bytu. Wszyscy udają chłodnych, pewnych siebie, twardzieli.
- Udają?
- Jasne, że tak. Tylko, że szybko przestają zauważać granicę i nie widzą kiedy to, co udają staje się rzeczywistością.
- Nieźle powiedziane. - skwitowała Ena - Dlaczego się przed tym nie bronią?
- Bo tak się łatwiej żyje.
- Pewnie długo nad tym myślałeś.
- Nie. Właściwie to dziś w nocy, kiedy tu siedziałem.
Nastała chwila ciszy. Ena przełamała ją.
- Kiedy wyjeżdżasz? - zapytała.
- Jutro, wcześnie rano.
- Szkoda.
- Też żałuję. Podoba mi się tu.
- Przyjedziesz jeszcze? - spytała znów dziewczyna i natychmiast pożałowała, że to zrobiła. Adam nie odzywał się przez chwilę. W końcu odparł:
- Sam chciałbym to wiedzieć. Nawet jeśli, to nieprędko.
Ena nie nic powiedziała, znów kontemplowała ocean. 
- Ściemnia się - rzucił nagle chłopak - chyba powinniśmy wracać.
- Racja, zbierajmy się.
Nagle uwagę Adama przykuł błysk z brzegu. Ten sam, który nad ranem doprowadził go do zranienia nogi i zgubienia telefonu. Tym razem znajdował się w nieco łatwiej dostępnym miejscu. Carter wstał i podszedł bliżej. Była to szklana butelka zatkana korkiem. Nic szczególnego, jeden z zapewne wielu śmieci w oceanie. Zauważył jednak, że coś jest w środku.
- Na co tak patrzysz? - spytała Ena.
- Znalazłem butelkę.
- I co z nią? - spytała znowu, tym razem bez większego entuzjazmu.
- W środku jest kartka.
Dziewczyna podeszła do Adama. Minęła chwila, zanim chłopak zdołał dostać się do wnętrza butelki. Korek był wciśnięty naprawdę mocno. Najprostszym rozwiązaniem okazało się po prostu zbicie szkła. Wyciągnął kartkę z odłamków i rozwinął. Przyjrzał się jej dokładnie, po czym powiedział:
- To list.


__________________________________________________________
Jeżeli ciekawi Cię co będzie dalej, zapisz się do subskrypcji bloga.
Kiedy tylko pojawi się nowy rozdział, otrzymasz informację na Twój e-mail.